piątek, 24 sierpnia 2012

#1. " Shut the door, turn the light off"


-Jak ona może mi to robić? Ośmiesza mnie przy każdym po kolei. I ona nazywa się matką?- jęczała mi do ucha Brit. Uśmiechnęłam się do niej, okazując jej współczucie. Bez przesady. Robić taką aferę, bo mama nie pozwoliła jej iść na całonocną imprezę? W końcu dziewczyna ma tylko szesnaście lat.
-Na pewno nikt nie będzie się z ciebie śmiał- odezwałam się- To nie pierwsza impreza, na której się nie pojawisz, a i tak ciągle jesteś zapraszana.
-Nieprawda! To TY jesteś zapraszana, a ja idę z tobą- naburmuszyła się.
-Wymyślasz.
Wymyślała. Każdy w szkole wiedział, że tam gdzie ja, tam i ona i na odwrót. Po co robić taki problem? Niech się lepiej cieszy, że zrezygnowałam dla niej z imprezy i nie będzie musiała siedzieć sama w domu. Rozbawiona tą sytuacją, ruszyłam na dół w celu uspokojenia potwora, który pożerał mój żołądek od środka. Nie zdziwiłam się szczególnie, kiedy zobaczyłam mojego kochanego tatusia siedzącego na kanapie w salonie, rozmawiającego z telewizorem. Leciał jakiś mecz, zapewne bardzo dla niego ważny. Mogłabym przebiec się teraz na golasa przez cały dom, a on by mnie nie zauważył. Mimo wszystko, wolałam nie próbować.
-Chcesz coś?- spytałam Brit, otwierając lodówkę.
-Cokolwiek. Umieram z głodu.
Trudno nie umierać z głodu po trzygodzinnym obgadywaniu i wyzywaniu własnej matki. Najprawdopodobniej nie zjadła też obiadu, jak zawsze, gdy jest wściekła. Wyciągnęłam nam dwa waniliowe puddingi i nalałam po szklance soku pomarańczowego. Jak się nie naje, to nie mój problem!
-Cześć dziewczyny. A wy nie na imprezie?- za naszymi plecami wyrosła najbardziej wyrozumiała mama na świecie. Dałam jej buziaka w policzek i włożyłam do ust kolejną łyżeczkę deseru.
-Zna pani moją mamę- skrzywiła się Brit- Zostaję u was na noc.
-Skoro zostajesz u nas na noc...-zaczęła moja mama, najwyraźniej bardzo zdziwiona postępowaniem mojej przyjaciółki- Dlaczego nie użyjesz tego jako wymówki?
Brit wzruszyła tylko ramionami i odstawiła pustą szklankę do zmywarki. Odpowiedź była prosta- Brit bała się swojej mamy, co było dla mnie trochę śmieszne. Mając taką mamę jak moja, nie potrafiłam sobie wyobrazić takiej sytuacji. Jednak z drugiej strony musiałam jej przyznać, że jej mama jest przerażająca. Wysoka bizneswoman, zawsze w dopasowanych czarnych spodniach, eleganckiej koszuli i marynarce. Włosy spinała w ciasny kok, co nadawało jej twarzy bardzo poważnego wyrazu. Nie spędzała za dużo czasu w domu, ale zawsze pilnowała córki, nawet będąc tysiące kilometrów od domu. Poza tym zostaje nam jeszcze ojciec Brit, który co prawda jest o wiele mniej surowy, a w zasadzie w ogóle, ale nigdy nie śmiałby nie posłuchać swojej żony. Jedyną rzeczą, którą Brit mogła robić bez pytania (nie wliczając czynności domowych) to spędzanie czasu u mnie. Nasi rodzice przyjaźnili się, więc kiedy w grę wchodził jakiś wyjazd, czy impreza, moim rodzicom bardzo często udawało się przekonać państwa Collins do wyrażenia zgody. Ha, myślę, że mojej mamie naprawdę na dobre wyszło studiowanie dyplomacji.
Kiedy wracałyśmy do mojego pokoju, Brit dostała wiadomość.
-To mama, przypomina nam o odrobieniu pracy domowej- mruknęła.
-Przecież jest piątek- zauważyłam- Poza tym...czy ona nie jest teraz w Paryżu?

Przecudowna angielska pogoda, aż chce się żyć! Niechętnie wyciągnęłam parasol z szafy i jak torpeda popędziłam na dół. I tak byłam już spóźniona. Naciągnęłam na nogi moje czarne botki, zarzuciłam skórzaną ramoneskę i wyszłam. Przy takim tempie omal nie wywróciłam Josh'a.
-Cześć piękna- zafundował mi ten uśmiech, który był zarezerwowany tylko dla mnie. Wspięłam się na palce i delikatnie pocałowałam go w usta. Przejął ode mnie parasolkę i otworzył ją nad nami. Drugą ręką mnie objął i ruszyliśmy w kierunku naszej ulubionej kawiarni.
-Chyba przyda ci się kawa- zaśmiał się.
-Co? Dlaczego?
-Jakaś nieobecna jesteś. Mam nadzieję, że chodzi tu tylko o zły sen.
Westchnęłam i się zatrzymałam, obracając się przodem do niego.
-Właśnie nie do końca- mruknęłam. Nie odezwał się, tylko posłał mi pytające spojrzenie.
-Nasi rodzice chcą się przeprowadzić- zaczęłam, ale mi przerwał.
-Nasi?
-Moi i Britney- sprostowałam od razu- Wiesz, że nasze mamy razem pracują. Obie dostały awans. W Londynie.
Tym razem też się nie odezwał, ale nie była to oznaka współczucia. Bałam się, że ze zdumienia zakrztusi się powietrzem albo co gorsza- własnym językiem.
-J..jak to do L...Londynu?- Ja, Marcy Beales, potrafiłam doprowadzić niesamowitego Josh'a Devine do stanu jąkania się, no proszę- Zostawisz mnie? Tak samego?
Uśmiechnęłam się smutno i przyłożyłam dłoń do jego policzka.
-Mamy jeszcze kilka miesięcy, wyjeżdżam dopiero po świętach.
Prychnął.
-Wolałbym, żebyś w ogóle nie wyjeżdżała.
-Wiem, ja też bym wolała- wtuliłam się w niego- Ale jest wrzesień, cieszmy się tym czasem, który nam pozostał, dobrze?
___
Cześć Wam :) Tak więc witam Was na moim kolejnym blogu tym o to pierwszym rozdziałem. Podarowałam sobie prologi i jakiekolwiek przedstawianie bohaterów. Niech działa Wasza wyobraźnia :) Mam nadzieję, że zachęciłam Was do czytania. Komentarz? Obserwacja ? :) Byłoby miło, a kolejne rozdziały już gotowe, więc pojawią się niebawem :) xx