-Jak ona
może mi to robić? Ośmiesza mnie przy każdym po kolei. I ona nazywa się matką?-
jęczała mi do ucha Brit. Uśmiechnęłam się do niej, okazując jej współczucie.
Bez przesady. Robić taką aferę, bo mama nie pozwoliła jej iść na całonocną
imprezę? W końcu dziewczyna ma tylko szesnaście lat.
-Na pewno
nikt nie będzie się z ciebie śmiał- odezwałam się- To nie pierwsza impreza, na
której się nie pojawisz, a i tak ciągle jesteś zapraszana.
-Nieprawda!
To TY jesteś zapraszana, a ja idę z tobą- naburmuszyła się.
-Wymyślasz.
Wymyślała.
Każdy w szkole wiedział, że tam gdzie ja, tam i ona i na odwrót. Po co robić
taki problem? Niech się lepiej cieszy, że zrezygnowałam dla niej z imprezy i
nie będzie musiała siedzieć sama w domu. Rozbawiona tą sytuacją, ruszyłam na
dół w celu uspokojenia potwora, który pożerał mój żołądek od środka. Nie
zdziwiłam się szczególnie, kiedy zobaczyłam mojego kochanego tatusia siedzącego
na kanapie w salonie, rozmawiającego z telewizorem. Leciał jakiś mecz, zapewne
bardzo dla niego ważny. Mogłabym przebiec się teraz na golasa przez cały dom, a
on by mnie nie zauważył. Mimo wszystko, wolałam nie próbować.
-Chcesz coś?-
spytałam Brit, otwierając lodówkę.
-Cokolwiek.
Umieram z głodu.
Trudno nie
umierać z głodu po trzygodzinnym obgadywaniu i wyzywaniu własnej matki.
Najprawdopodobniej nie zjadła też obiadu, jak zawsze, gdy jest wściekła.
Wyciągnęłam nam dwa waniliowe puddingi i nalałam po szklance soku
pomarańczowego. Jak się nie naje, to nie mój problem!
-Cześć
dziewczyny. A wy nie na imprezie?- za naszymi plecami wyrosła najbardziej
wyrozumiała mama na świecie. Dałam jej buziaka w policzek i włożyłam do ust
kolejną łyżeczkę deseru.
-Zna pani
moją mamę- skrzywiła się Brit- Zostaję u was na noc.
-Skoro
zostajesz u nas na noc...-zaczęła moja mama, najwyraźniej bardzo zdziwiona
postępowaniem mojej przyjaciółki- Dlaczego nie użyjesz tego jako wymówki?
Brit
wzruszyła tylko ramionami i odstawiła pustą szklankę do zmywarki. Odpowiedź
była prosta- Brit bała się swojej mamy, co było dla mnie trochę śmieszne. Mając
taką mamę jak moja, nie potrafiłam sobie wyobrazić takiej sytuacji. Jednak z
drugiej strony musiałam jej przyznać, że jej mama jest przerażająca. Wysoka
bizneswoman, zawsze w dopasowanych czarnych spodniach, eleganckiej koszuli i
marynarce. Włosy spinała w ciasny kok, co nadawało jej twarzy bardzo poważnego
wyrazu. Nie spędzała za dużo czasu w domu, ale zawsze pilnowała córki, nawet
będąc tysiące kilometrów od domu. Poza tym zostaje nam jeszcze ojciec Brit,
który co prawda jest o wiele mniej surowy, a w zasadzie w ogóle, ale nigdy nie
śmiałby nie posłuchać swojej żony. Jedyną rzeczą, którą Brit mogła robić bez
pytania (nie wliczając czynności domowych) to spędzanie czasu u mnie. Nasi
rodzice przyjaźnili się, więc kiedy w grę wchodził jakiś wyjazd, czy impreza,
moim rodzicom bardzo często udawało się przekonać państwa Collins do wyrażenia
zgody. Ha, myślę, że mojej mamie naprawdę na dobre wyszło studiowanie
dyplomacji.
Kiedy
wracałyśmy do mojego pokoju, Brit dostała wiadomość.
-To mama,
przypomina nam o odrobieniu pracy domowej- mruknęła.
-Przecież
jest piątek- zauważyłam- Poza tym...czy ona nie jest teraz w Paryżu?
Przecudowna
angielska pogoda, aż chce się żyć! Niechętnie wyciągnęłam parasol z szafy i jak
torpeda popędziłam na dół. I tak byłam już spóźniona. Naciągnęłam na nogi moje
czarne botki, zarzuciłam skórzaną ramoneskę i wyszłam. Przy takim tempie omal
nie wywróciłam Josh'a.
-Cześć
piękna- zafundował mi ten uśmiech, który był zarezerwowany tylko dla mnie.
Wspięłam się na palce i delikatnie pocałowałam go w usta. Przejął ode mnie
parasolkę i otworzył ją nad nami. Drugą ręką mnie objął i ruszyliśmy w kierunku
naszej ulubionej kawiarni.
-Chyba
przyda ci się kawa- zaśmiał się.
-Co?
Dlaczego?
-Jakaś
nieobecna jesteś. Mam nadzieję, że chodzi tu tylko o zły sen.
Westchnęłam
i się zatrzymałam, obracając się przodem do niego.
-Właśnie
nie do końca- mruknęłam. Nie odezwał się, tylko posłał mi pytające spojrzenie.
-Nasi
rodzice chcą się przeprowadzić- zaczęłam, ale mi przerwał.
-Nasi?
-Moi i
Britney- sprostowałam od razu- Wiesz, że nasze mamy razem pracują. Obie dostały
awans. W Londynie.
Tym razem
też się nie odezwał, ale nie była to oznaka współczucia. Bałam się, że ze
zdumienia zakrztusi się powietrzem albo co gorsza- własnym językiem.
-J..jak to
do L...Londynu?- Ja, Marcy Beales, potrafiłam doprowadzić niesamowitego Josh'a
Devine do stanu jąkania się, no proszę- Zostawisz mnie? Tak samego?
Uśmiechnęłam
się smutno i przyłożyłam dłoń do jego policzka.
-Mamy
jeszcze kilka miesięcy, wyjeżdżam dopiero po świętach.
Prychnął.
-Wolałbym,
żebyś w ogóle nie wyjeżdżała.
-Wiem, ja
też bym wolała- wtuliłam się w niego- Ale jest wrzesień, cieszmy się tym
czasem, który nam pozostał, dobrze?
___
Cześć Wam :) Tak więc witam Was na moim kolejnym blogu tym o to pierwszym rozdziałem. Podarowałam sobie prologi i jakiekolwiek przedstawianie bohaterów. Niech działa Wasza wyobraźnia :) Mam nadzieję, że zachęciłam Was do czytania. Komentarz? Obserwacja ? :) Byłoby miło, a kolejne rozdziały już gotowe, więc pojawią się niebawem :) xx