niedziela, 26 sierpnia 2012

#2. "Take you to another world"


-Tu jest cudownie- zachwycałam się moim nowym miejscem zamieszkania, siedząc z rodzicami i starszym bratem przy kolacji. Cała trójka spojrzała po sobie zdumiona.
-Czyli cieszysz się z przeprowadzki?- spytał tata. Przytaknęłam. Oczywiście, że będę tęsknić za przyjaciółmi, za moją zwariowaną szkołą i nauczycielami, których traktowałam jak znajomych. Za takimi rzeczami nie da się nie tęsknić. Brighton to wspaniałe miasteczko, z którym już na zawsze będę wiązać moje wspomnienia. Najpiękniejsze wspomnienia. Jednak nasza przeprowadzka nie powinna być powodem do zamknięcia się w sobie i zatrzymania w miejscu. Mam przy sobie rodzinę i najlepszą przyjaciółkę, a to najważniejsze. W dodatku nie będę musiała dalej znosić widoku Josh'a. Josh'a, z którym jeszcze pięć miesięcy temu spędzałam najpiękniejsze chwile życia. Josh'a, który mnie zdradził.
-Tak, cieszę się, niesamowicie się cieszę. Myślę, że to mi się przyda- uśmiechnęłam się, a mama, która doskonale wiedziała, co mam na myśli, pogłaskała mnie po głowie.
-Ja wychodzę- rzucił Sandy, wstając od stołu- Umówiłem się z kumplami.
Rodzice zwrócili twarze w moją stronę.
-Do mnie wpadnie dzisiaj Brit- oznajmiłam i również odeszłam od stołu.
Mój nowy pokój jest nie z tej planety. Zawsze marzyłam o takim. Jest naprawdę ogromny i piętrowy! Tak, piętrowy! Wchodząc do pokoju na wprost znajduje się wyjście na taras.  Ściany są w dwóch kolorach. Mlecznej i ciemnej czekolady. Lewa ściana ma nowo jorskie pochodzenie. Fototapeta Manhatanu idealnie komponuje się z jaśniejszym odcieniem ściany. Na tej ścianie wisi też mój własny telewizor plazmowy, a w rogach stoją dwie wysokie szafki. Ciemniejsza ściana z drzwiami balkonowymi pochodzi z Francji, a świadczy o tym cudowna fototapeta wieży Eiffla. Ściana, na której znajdują się drzwi wejściowe również należy do tych ciemniejszych, a jej "korzenie" znajdują się we Włoszech, a dokładniej w samej Pizie. Fototapeta krzywej wieży jest niesamowita. Po prawej stronie znajduje się coś na wzór piętrowego łóżka. Mówię o jednym z tych, gdzie na górze jest łóżko, a na dole znajduje się biurko. U mnie wygląda to trochę inaczej. Po pierwsze jest to o wiele większe. Na piętrze oprócz ogromnego łóżka, zostało postawione też biurko, a przy oknie mam mini-kanapę*, ostatnia ściana pochodzi z mojego obecnego miejsca zamieszkania. Jest oznakowana wielką wieżą zegarową, znaną wszystkim jako Big Ben. Na dole, pod pięterkiem, jest jeszcze niesamowicie wygodna sofa, z której jest idealny widok na telewizor. Przed nią został też postawiony nie za duży, nie za mały stolik. Taki w sam raz na postawienie pizzy, czy jakichś przekąsek, gdyby była tu jakaś impreza. Och, i bym zapomniała. Na ścianie z Paryża była także umieszczona szafa z lustrami. Na sam środek pokoju rzuciłam dwie zielone pufy. Oczywiście w moim wymarzonym pokoju nie mogłoby też zabraknąć łazienki. Znajduje się zaraz przy wejściu po prawej stronie. Ona też nie należy do najmniejszych. Wielkie lustro, miliard szafek, wanna z jacuzzi, a nawet własna pralka i oczywiście toaleta i umywalka. Jeśli chodzi o kolory został tu połączony granat z zielenią.
-O Boże, o Boże, o Boże- pisnęła Brit, wparowując do mojego pokoju i latając z góry na dół- Tu jest niesamowicie! Nie-sa-mo-wi-cie! Przeprowadzam się tu!
Roześmiałam się i opadłam na jedną z puf.
-Hej, przez telefon mi mówiłaś, że twój pokój też jest nieziemski- starałam się ją uspokoić.
Zmęczona pozostała na pięterku, usiadła na ziemi i wypuściła nogi na zewnątrz.
-No bo jest- odetchnęła- W zasadzie to niewiele różni się od twojego.
-Też jest piętrowy?- spytałam podekscytowana.
-Yyym, no to jednak jest parę różnic.
Parsknęłam śmiechem i wysłuchałam dokładnego opisu jej pokoju. Przed ósmą ruszyłyśmy na dół w celu zrobienia sobie przekąsek i czegoś do picia na czas oglądania X-factora. To był nasz ulubiony program, a dziś zaczynały się odcinki na żywo. Nie mogłyśmy się doczekać.
-Masz już swojego faworyta?- odezwała się Brit, podczas przesypywania popcornu do miski.
-Nie, w zasadzie to nie oglądałam ostatnich dwóch odcinków, więc wszystko okaże się dzisiaj.

Brit rozłożyła się na mojej sofie, a mnie zostawiła podłogę. Cóż, nawet całkiem lubiłam siedzieć na miękkiej wykładzinie. Oparłam głowę o front sofy i zaczęłam pochłaniać popcorn.
-A może byśmy się tak wybrały na jeden odcinek, co?- zaproponowałam.
-Zobaczymy, czy będzie dla kogo.
Oj będzie, będzie, będzie. Wiedziałam to już, kiedy usłyszałam pierwsze dźwięki mojej ukochanej piosenki "Viva la vida". Każdy, kto wykonuje ten kawałek zasługuje na to, aby zobaczyć go na żywo. No, nie każdy, na przykład w życiu nie wybrałabym się dla Marka. Świra z mojej starej klasy, który uważał, że ma niesamowity głos i nikt mu nie dorównuje. Inna rzecz, że on nigdy w życiu nie dostałbym się do takiego show. Wracając do jednej z moich ulubionych piosenek. Nie, wcale nie dostałam zawału, kiedy zobaczyłam, że wykonuje ją pięciu przystojniaków. Co prawda wyglądali trochę niezdarnie, ale to spodobało mi się w nich jeszcze bardziej. Zaczęłam z nimi śpiewać już od drugiego słowa, a po chwili dołączyła do mnie Brit. Zapowiada się nasza ulubiona edycja, pomyślałam. Tych pięciu nieziemskich nastolatków to Liam, Niall, Zayn, Louis i Harry. Moi Bogowie, i są tu, w Londynie. Jakieś kilkanaście kilometrów od mojego domu. Nie pamiętałam dokładnie skąd pochodzą, ale czułam, że tą noc spędzę na wyszukiwaniu każdej możliwej informacji o każdym z nich.
-Mamo, mamo, mamo!- wyleciałyśmy z mojego pokoju, kiedy skończył się odcinek.
-Co się dzieje?- na nasz widok musiała powstrzymać wybuch śmiechu.
-Za tydzień. X factor. Na żywo. My. Tam. W studiu. Jasne?- starałam się mówić wyraźnie, żebym nie musiała się powtarzać.
-Zobaczymy, postaram się wszystko załatwić- stwierdziła mama bez emocji.
-Ale my to możemy załatwić przez internet- podskoczyła Brit.
-Nie, nie, nie. Przez żaden internet, jeszcze was oszukają lub coś nie wyjdzie. Jeśli chcecie tam pójść, zostawcie to nam- usłyszałam głos swojego taty.
Trochę przygaszona przytaknęłam i powędrowałam na górę. Obiecałam Brit, że nie dopuszczę do tego, abyśmy się tam za tydzień nie znalazły, ale ona jakoś nie do końca mi uwierzyła. Nie mogąc na obecną chwilę nic zdziałać, pozwoliłam, żeby zabrała swoje rzeczy i wróciła do domu.
-Zdzwonimy się jutro- rzuciła, zamykając drzwi, a ja tylko się uśmiechnęłam.
__
no i drugi rozdział. podoba się ? :)

piątek, 24 sierpnia 2012

#1. " Shut the door, turn the light off"


-Jak ona może mi to robić? Ośmiesza mnie przy każdym po kolei. I ona nazywa się matką?- jęczała mi do ucha Brit. Uśmiechnęłam się do niej, okazując jej współczucie. Bez przesady. Robić taką aferę, bo mama nie pozwoliła jej iść na całonocną imprezę? W końcu dziewczyna ma tylko szesnaście lat.
-Na pewno nikt nie będzie się z ciebie śmiał- odezwałam się- To nie pierwsza impreza, na której się nie pojawisz, a i tak ciągle jesteś zapraszana.
-Nieprawda! To TY jesteś zapraszana, a ja idę z tobą- naburmuszyła się.
-Wymyślasz.
Wymyślała. Każdy w szkole wiedział, że tam gdzie ja, tam i ona i na odwrót. Po co robić taki problem? Niech się lepiej cieszy, że zrezygnowałam dla niej z imprezy i nie będzie musiała siedzieć sama w domu. Rozbawiona tą sytuacją, ruszyłam na dół w celu uspokojenia potwora, który pożerał mój żołądek od środka. Nie zdziwiłam się szczególnie, kiedy zobaczyłam mojego kochanego tatusia siedzącego na kanapie w salonie, rozmawiającego z telewizorem. Leciał jakiś mecz, zapewne bardzo dla niego ważny. Mogłabym przebiec się teraz na golasa przez cały dom, a on by mnie nie zauważył. Mimo wszystko, wolałam nie próbować.
-Chcesz coś?- spytałam Brit, otwierając lodówkę.
-Cokolwiek. Umieram z głodu.
Trudno nie umierać z głodu po trzygodzinnym obgadywaniu i wyzywaniu własnej matki. Najprawdopodobniej nie zjadła też obiadu, jak zawsze, gdy jest wściekła. Wyciągnęłam nam dwa waniliowe puddingi i nalałam po szklance soku pomarańczowego. Jak się nie naje, to nie mój problem!
-Cześć dziewczyny. A wy nie na imprezie?- za naszymi plecami wyrosła najbardziej wyrozumiała mama na świecie. Dałam jej buziaka w policzek i włożyłam do ust kolejną łyżeczkę deseru.
-Zna pani moją mamę- skrzywiła się Brit- Zostaję u was na noc.
-Skoro zostajesz u nas na noc...-zaczęła moja mama, najwyraźniej bardzo zdziwiona postępowaniem mojej przyjaciółki- Dlaczego nie użyjesz tego jako wymówki?
Brit wzruszyła tylko ramionami i odstawiła pustą szklankę do zmywarki. Odpowiedź była prosta- Brit bała się swojej mamy, co było dla mnie trochę śmieszne. Mając taką mamę jak moja, nie potrafiłam sobie wyobrazić takiej sytuacji. Jednak z drugiej strony musiałam jej przyznać, że jej mama jest przerażająca. Wysoka bizneswoman, zawsze w dopasowanych czarnych spodniach, eleganckiej koszuli i marynarce. Włosy spinała w ciasny kok, co nadawało jej twarzy bardzo poważnego wyrazu. Nie spędzała za dużo czasu w domu, ale zawsze pilnowała córki, nawet będąc tysiące kilometrów od domu. Poza tym zostaje nam jeszcze ojciec Brit, który co prawda jest o wiele mniej surowy, a w zasadzie w ogóle, ale nigdy nie śmiałby nie posłuchać swojej żony. Jedyną rzeczą, którą Brit mogła robić bez pytania (nie wliczając czynności domowych) to spędzanie czasu u mnie. Nasi rodzice przyjaźnili się, więc kiedy w grę wchodził jakiś wyjazd, czy impreza, moim rodzicom bardzo często udawało się przekonać państwa Collins do wyrażenia zgody. Ha, myślę, że mojej mamie naprawdę na dobre wyszło studiowanie dyplomacji.
Kiedy wracałyśmy do mojego pokoju, Brit dostała wiadomość.
-To mama, przypomina nam o odrobieniu pracy domowej- mruknęła.
-Przecież jest piątek- zauważyłam- Poza tym...czy ona nie jest teraz w Paryżu?

Przecudowna angielska pogoda, aż chce się żyć! Niechętnie wyciągnęłam parasol z szafy i jak torpeda popędziłam na dół. I tak byłam już spóźniona. Naciągnęłam na nogi moje czarne botki, zarzuciłam skórzaną ramoneskę i wyszłam. Przy takim tempie omal nie wywróciłam Josh'a.
-Cześć piękna- zafundował mi ten uśmiech, który był zarezerwowany tylko dla mnie. Wspięłam się na palce i delikatnie pocałowałam go w usta. Przejął ode mnie parasolkę i otworzył ją nad nami. Drugą ręką mnie objął i ruszyliśmy w kierunku naszej ulubionej kawiarni.
-Chyba przyda ci się kawa- zaśmiał się.
-Co? Dlaczego?
-Jakaś nieobecna jesteś. Mam nadzieję, że chodzi tu tylko o zły sen.
Westchnęłam i się zatrzymałam, obracając się przodem do niego.
-Właśnie nie do końca- mruknęłam. Nie odezwał się, tylko posłał mi pytające spojrzenie.
-Nasi rodzice chcą się przeprowadzić- zaczęłam, ale mi przerwał.
-Nasi?
-Moi i Britney- sprostowałam od razu- Wiesz, że nasze mamy razem pracują. Obie dostały awans. W Londynie.
Tym razem też się nie odezwał, ale nie była to oznaka współczucia. Bałam się, że ze zdumienia zakrztusi się powietrzem albo co gorsza- własnym językiem.
-J..jak to do L...Londynu?- Ja, Marcy Beales, potrafiłam doprowadzić niesamowitego Josh'a Devine do stanu jąkania się, no proszę- Zostawisz mnie? Tak samego?
Uśmiechnęłam się smutno i przyłożyłam dłoń do jego policzka.
-Mamy jeszcze kilka miesięcy, wyjeżdżam dopiero po świętach.
Prychnął.
-Wolałbym, żebyś w ogóle nie wyjeżdżała.
-Wiem, ja też bym wolała- wtuliłam się w niego- Ale jest wrzesień, cieszmy się tym czasem, który nam pozostał, dobrze?
___
Cześć Wam :) Tak więc witam Was na moim kolejnym blogu tym o to pierwszym rozdziałem. Podarowałam sobie prologi i jakiekolwiek przedstawianie bohaterów. Niech działa Wasza wyobraźnia :) Mam nadzieję, że zachęciłam Was do czytania. Komentarz? Obserwacja ? :) Byłoby miło, a kolejne rozdziały już gotowe, więc pojawią się niebawem :) xx